• Pinterest
  • Facebook
  • Instagram

15 lutego 2016

FERIE Z NARTAMI - PRZYGOTOWANIE I PODRÓŻ - 12 KROKÓW

Od czterech lat nasze ferie zimowe są bardzo aktywne. Spędzamy je razem z naszymi przyjaciółmi na nartach na alpejskich stokach. Każda taka wyprawa uczy nas czegoś nowego, doskonalimy pakowanie, organizację czasu swojego i dzieci, przejazdy, zakwaterowanie, wyżywienie. Nieskromnie powiem, że z roku na rok idzie nam coraz sprawniej, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma naszymi sprawdzonymi sposobami, by wyjechać daleko z dziećmi, a przy tym nie oszaleć i dobrze się bawić.

Dziś powiem Wam kochani jak przygotować się do wyjazdu i zaplanować samą podroż by minęła w miarę bezboleśnie i bezstresowo. Ciekawi?




1. Rezerwujemy hotel ze sporym wyprzedzeniem

Dla nas najpóźniejszym terminem rezerwacji jest zazwyczaj wrzesień poprzedzający ferie, czyli ok 4 miesięcy przed wyjazdem. Teraz już kończąc jeden pobyt orientacyjnie wybieramy cel naszej kolejnej wyprawy (region Alp). Dzięki temu mamy możliwość wyboru spośród ofert wielu hoteli i pensjonatów. Tydzień temu wróciliśmy z Passo Del Tonale we Włoszech i już mamy na oku kolejne miejsce. Znamy też termin rozpoczęcia ferii zimowych 2017! 

Passo Del Tonale
2. Przygotowane do spakowania rzeczy dzielimy na połowę!

A co najważniejsze - jedną z połówek odkładamy do szafy :) Jeśli planujecie, by cała rodzina spędzała czas aktywnie i wszyscy są gotowi do całodziennej jazdy na nartach/snowboardzie - poza ciuchami narciarskimi niewiele będziecie potrzebować. Z roku nas rok nasze walizki z ciuchami "po stoku" są coraz mniejsze. Niezbędna jest oczywiście bielizna - i tu się nie ograniczamy, bo bywa, że zmieniamy ją także w ciągu dnia. Natomiast w przypadku ciuchów - nam na 11-dniowy pobyt wystarczą po dwie pary wygodnych spodni/legginsów, kilka koszulek, dwa-trzy swetry/bluzy, kapcie, lżejsze buty (np. sportowe) i pidżama rzecz jasna. Na stoku spędzamy praktycznie cały dzień - od godziny 9 do 16-17. Po powrocie i kąpieli (lub jeszcze godzinnym szaleństwie w basenie) ubieramy się tak na prawdę w "cywilne" ciuchy tylko po to, by zejść na kolację. Po całodziennym wysiłku o godzinie 22 już śpimy. Na prawdę - ciężko jest zabrudzić nawet tak niewielką ilość rzeczy :)

Passo Del Tonale, stok Tonalina, trasa do Ponte Di Legno
3. Starannie dobieramy rzeczy narciarskie

Tutaj ważna jest nie ilość, a jakość! Po wielu testach, próbach, nieudanych zakupach wiem już, że tu nie warto oszczędzać, a kupione rzeczy mają być trwałe i odporne na warunki atmosferyczne. To w nich spędzimy cały dzień na mrozie, śniegu, czasem w deszczu, mgle czy mżawce. Podstawą jest dobra oddychająca i ciepła bielizna termiczna, najlepiej dwa komplety (lżejszy i cieńszy na cieplejsze dni, grubszy na mrozy - zwłaszcza, gdy wybieracie się wysoko w rejony lodowców). Albo bielizna z wełny merynosów - dość droga, ale absolutnie uniwersalna! O kurtkach, spodniach, rękawicach można by pisać osobny post - ale powiem Wam tylko - wybierajcie te dobrych firm produkujących sprzęty i wyposażenie dla narciarzy, sprawdzajcie wodoodporność i przepuszczalność (membrany). Jeśli na stoku będzie Wam za zimno, niewygodnie, za gorąco, mokro - nie będzie mowy o przyjemności z jazdy. Ja zabieram dwa komplety ciuchów (bielizna + spodnie + kurtka + rękawice + skarpety). Cieńsze na cieplejsze dni i grubsze na mroźne. Tak samo w przypadku dzieciaków. Mąż zabiera jeden komplet uniwersalny  :) I nie zapomnijcie o kaskach!

4. Przygotowujemy sprzęt

Jeśli jesteście już prawdziwymi narciarzami i macie swój sprzęt - przygotujcie go przed wyjazdem. Warto powierzyć narty w ręce dobrego serwisanta, który je naostrzy, nasmaruje, sprawdzi wiązania i wyreguluje siłę wypięcia, żebyśmy nie zrobili sobie krzywdy w razie upadku. I dobra rada dla pań - nie zaniżajmy swojej wagi, gdy serwisant o nią pyta! To ważne, by narty wypięły się gdy zdarzy nam się upaść, a nie zrobią tego, gdy przy regulowaniu siły wypięcia podamy niższą niż prawdziwa wagę :) Nie ryzykujmy własnym zdrowiem.

Passo Del Tonale - widok na lodowiec Presena
5. Wyposażamy apteczkę i ubezpieczamy się

Zgodnie ze starą zasadą "Lepiej nosić jak się prosić" - ja zabieram w pełni wyposażoną apteczkę. Na cztery wyjazdy aż TRZY (sic!) razy korzystałam z pomocy lekarskiej. Często w małych miejscowościach czy wioskach narciarskich nie znajdziemy lekarza i/lub apteki na miejscu i konieczna jest jazda do innego miasta. Czasem , choć miasto jest oddalone o 20-30 km, pokonujemy drogę w 40-50 minut. W wysokich górach nic nie jest proste - zwłaszcza drogi! Dlatego starannie pakuję leki i zabieram:
  • podstawowe: na ból głowy, kaszel,  ból gardła, gorączkę, krople do nosa,
  • maści na bóle mięśniowe i stłuczenia (NIEZBĘDNE!), i tabletki na ból kręgosłupa
  • antyhistaminowe na uczulenia i alergie (wszyscy jesteśmy alergikami) + mały inhalator podróżny i sól fizjologiczna (dla dzieci)
  • leki na przygody jelitowo-żołądkowe
  • bandaże sportowe gdy trafi się mniejsza kontuzja i trzeba na przykład usztywnić staw
Przy okazji robię półroczny (latem przed wyjazdem na wakacje jest kolejny!) przegląd terminów ważności leków - przyjemne z pożytecznym! 
Zawsze tydzień przed wyjazdem wyrabiam wszystkim członkom rodziny w najbliższym oddziale NFZ bezpłatną Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ). Wniosek możecie ściągnąć wcześniej i wypełnić w domu. Kartę dostaniecie "od ręki", ważną przez pól roku. Dzięki niej moje przygody ze szpitalami i lekarzami (na szczęście niegroźne) przebiegały bez problemów, wystarczyło pokazać kartę przy rejestracji. Mimo wszystko dodatkowo wykupujemy ubezpieczenie obejmujące sporty zimowe (są gotowe pakiety dla rodzin, w ich skład wchodzą koszty leczenia, następstwa nieszczęśliwych wypadków, odpowiedzialność cywilna i ubezpieczenie sprzętu). Ważne by taki pakiet obejmował zimowe sporty ekstremalne, ratownictwo górskie, w tym transport helikopterem, koszty leczenia (a są niemałe za granicą, nawet zwykła wizyta u internisty, np. z bólem gardła, to koszt około 50 € + leki). Jeśli przytrafi się leczenie i wizyty w aptece (jak mnie podła angina rok temu) - po powrocie do domu otrzymamy zwrot poniesionych kosztów, włącznie z kosztem dojazdu do lekarza (paliwo). Wykupujemy też OC, gdyż na stoku dość łatwo jest na przykład wpaść na kogoś i poturbować go (w tym roku zaskoczyła nas ogromna mgła i ratownicy jeździli po stokach z noszami praktycznie cały czas). Przy wykupionym ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej (czyli OC - jeśli zrobimy komuś krzywdę, lub choćby porysujemy mu narty - ubezpieczyciel pokryje koszty szkody.

6. Przygotowujemy auto 

To pewnie punkt oczywisty dla każdego, ale warto przypomnieć. Nie tylko o przeglądzie, ważnych dokumentach, ubezpieczeniu, zimowych oponach, apteczce, trójkącie i zapasowym kole. To "oczywista oczywistość". Pamiętajcie, niezbędna będzie skrobaczka do szyb, szczotka do zdejmowania śniegu, zimowy płyn do spryskiwaczy, sprawne wycieraczki. Tankujcie na drodze odpowiednio wcześniej, nie dopuszczając do jazdy "na rezerwie". Jeśli utkniecie na górskiej drodze, w śniegu i bez paliwa - nie pomoże nic.

Zwracamy uwagę na odpowiednie rozmieszczenie bagaży - unikamy luźno leżących toreb i rzeczy. Najcięższe bagaże i największe kładziemy na spodzie i staramy się nie zasłonić tylnej szyby. Jazda w górach to konieczność pokonywania serpentyn, a wtedy luźne elementy mogą narobić nie tylko hałasu, ale też szkód, lub zdekoncentrować kierowcę. Narty i kijki - bezwarunkowo pakujemy do specjalnych bagażników! Na prawdę WARTO jechać autem z napędem na 4x4. Te miejskie i sportowe, z napędem na tylne koła i niskim zawieszeniem po prostu nie sprawdzają się dobrze w zimowych warunkach, kiedy w ciągu dnia potrafi spaść metr śniegu. Pokonywanie takim autem krętej drogi ze sporym nachyleniem jest męczące, a przede wszystkim niebezpieczne - nawet z łańcuchami na kołach ( o łańcuchach tez pamiętajcie!) 

Droga z Paso Del Tonale do Bolzano
7. Wyjeżdżamy wcześniej i dzielimy podróż na dwa etapy

Termin naszego wypoczynku uzależniony jest od terminu rozpoczęcia ferii szkolnych, gdyż większość naszych pociech chodzi już do szkoły. Alpy to dość popularny kierunek wybierany w tym czasie, dlatego największym i najgorszym problemem do pokonania stają się korki na drogach. Większość hoteli nastawiona jest na pobyty tygodniowe zaczynające się w sobotę popołudniu, dlatego 90% kierowców rozpoczyna podróż w nocy z piątku na sobotę lub w sobotę rano. Jeśli macie przed sobą długą podróż - tak jak my (1000-1200 km) - podzielcie ją na dwa etapy i znajdźcie nocleg przy trasie.
W naszym przypadku rozpoczynamy ferie (Zachodniopomorskie) razem z województwami Mazowieckim, Dolnośląskim i Opolskim. My rozpoczynamy podróż w piątek z samego rana (ostatni dzień nauki przed feriami) i wybieramy drogę przez Niemcy, bo od granicy dzieli nas zaledwie 50 km. dzięki temu nie dołączamy do aut jadących ze stolicy i Śląska. Niezależnie od tego w okolicach obwodnicy Monachium niemal zawsze tworzą się korki, dlatego dojeżdżając tam około godziny 16 zatrzymujemy się w hotelu blisko autostrady (popularna sieć hoteli IBIS) i tam nocujemy. W sobotę rano wyruszamy około godziny 6 i w południe docieramy na miejsce. Tym sposobem "wyprzedzamy" korki, które zaczną się tworzyć koło Monachium około godziny 8-9 oraz korki na bardzo krętych i dość wąskich drogach dojazdowych do miejscowości w Alpach około godziny 15-16.
Dzięki temu jesteśmy na miejscu wypoczęci (trasę 1200 km pokonujemy średnio w 12 godzin, podczas gdy "biorący" tę odległość "na raz" jadą mniej więcej 16 godzin),docieramy bez nerwów i mamy cały dzień na załatwienie potrzebnych formalności - rozpakowywanie, opłaty, wypożyczenie sprzętu, kupno Ski-Pass'ów i poznanie miejscowości.
Minęliśmy Monachium, już widać góry! Włączamy Brodkę :)
8. Zapewniamy dzieciom rozrywki na czas podróży

Nie ma nic gorszego jak nudzące się dzieci, gdy jesteśmy z nimi zamknięci na paru metrach kwadratowych przez 12 godzin. Dramat! W podróży wszystkie chwyty dozwolone i żadne dobre złote rady Super-niani, zakazy nie mają tu prawa bytu. My nie wyobrażamy sobie podróży bez:
  • dobrych fotelików z zagłówkami i mocowaniami pasów. Chociaż nasze dzieci mają już 6 i 8 lat i na co dzień jeżdżą raczej na podstawkach, w długiej podróży przepraszamy się z fotelikami z zagłówkiem. Zero (prawie!) wiszących głów, przewracania się na boki gdy śpią, a śpią sporo
  • zestawu ulubiony kocyk + podusia + przytulanka - w podroży dzieci zdejmują buty i okrywają się kocami
  • mini-telewizorków mocowanych na zagłówkach - Nobla dla wynalazców! Na pendrive nagrywamy filmy i bajki z listy przygotowanej przez dzieci. UWAGA! Sprawdźcie PRZED WYJAZDEM czy telewizorki obsługują formaty, w których nagraliście bajki. My nie zrobiliśmy tego w tym roku, mąż nagrał 5 bajek, z czego jak się okazało odbierały na telewizorkach tylko dwie. Jedna nie przypadła dzieciom do gustu w skutek czego bajkę "Barbie, rockowe księżniczki" oglądnęliśmy (dzieci) / wysłuchaliśmy (my) przez niecałe dwa tygodnie 20 razy :) Mamy nauczkę na lata!
  • telefonów/tabletów z wybranymi grami - nie pro-edukacyjnie, niewychowawczo - ale jak skutecznie!
  • małych gier typu Doble, karty
  • dwóch (najlepiej identycznych, by uniknąć kłótni i wyrywania) zestawów do malowania - podkładka z klipsem, kartki i kredki
  • ulubionego od czterech lat zestawu płyt do słuchania - dzięki Ci Panie, że lubią słuchać tego co słuchamy my, więc gdy tylko na horyzoncie pojawiają się góry śpiewamy calutką "Grandę" Brodki :) Tej płyty nie słuchamy NIGDY w innych okolicznościach! To nasza muza "na góry". Poza tym Mele, Organki i inne Rojki na stanie :)
Wyposażenie małego podróżnika - telefon, telewizorek, kocyk, przytulanka
9. Zabieramy krótkofalówki

Jeśli jedziecie na dwa samochody - tak jak my - często będziecie musieli się ze sobą kontaktować, np. żeby zrobić postój, uzgodnić dalszą drogę lub zasygnalizować zmianę pasa lub kierunku gdy dzieli was kilka aut i nie widzicie się na jezdni. Z telefonami bywa różnie, czasem nie ma zasięgu, połączenia kosztują. Krótkofalówki są wygodne i szybkie. UWAGA! sprawdźcie po zakupie żywotność baterii/akumulatorów i rzeczywisty zasięg!

10. Robimy postoje i wyganiamy dzieci

Nie pozwalam dzieciom jeść ani pić w trakcie jazdy, dlatego na postojach zawsze jest czas na posiłek. Z domu zabieram kanapki, warzywa w pojemnikach (np. pomidory, paprykę), ulubione słodkości i koniecznie dwa termosy z gorącą herbatą. Mąż kupuje sobie kawę na stacjach. Jeden postój jest dłuższy i jemy wtedy obiad - najczęściej nie szukamy przygód w niesprawdzonych barach i wybieramy IKEĘ (tak! Są tuz przy autostradach) lub McDonalda. Wspominając o przygodach wiem co mówię! Nigdy więcej nie zjem niczego w BurgerKingu przy autostradzie (ugh). A szukanie restauracji w ciemno? Próbowaliśmy dwa lata temu w Monachium. Pech chciał, że dzień naszego pauzowania w podróży przypadł na 14 lutego, czyli Walentynki! Po DWÓCH GODZINACH szukania wolnego stolika w każdej knajpie (dla 8 osób, dodam) skończyło się na pizzy na wynos. Opłaconej zmęczeniem, zmarznięciem, jękami dzieci, podniesionym  w kosmos ciśnieniem naszych mężczyzn i ogólnym podirytowaniem. Taaaak, IKEA to zawsze dobry pomysł na szybki sprawdzony obiad :)
Wyganiamy dzieci...do toalety :) Nawet, jeśli uparcie twierdzą, że wcale nie czują takiej potrzeby. Jeszcze nigdy nie okazało się, ze faktycznie potrzeby nie było. A my unikamy osławionego "Mamo siku !" piętnaście minut po ponownym wjechaniu na autostradę :)


11. Na górskich drogach hamujemy silnikiem

To dobra zasada wypracowana w tym roku. Zjeżdżając górską drogą o sporym nachyleniu samochodem z automatyczną skrzynią biegów po 30 minutach przegrzejecie hamulce. Po redukcji biegu do "dwójki" lub przestawieniu skrzyni automatycznej na tryb manualny i wrzuceniu "dwójki" zamiast hamulcem hamujemy silnikiem. Czyli zjeżdżamy na tym samym biegu, na którym podjeżdżaliśmy!

12. Wracamy w środku tygodnia

Nie jeździmy na tydzień. Po pierwsze - tydzień (a właściwie wtedy 6 dni) to dla nas mało - na wyjeżdżenie, skorzystanie ze wszystkich atrakcji, odpoczynek. Zwłaszcza biorąc pod uwagę odległość, jaką musimy pokonać, by dostać się do celu.
Po drugie - jak ognia unikamy wyjazdu w sobotę rano. Dlaczego - patrz punkt szósty! Korki przy wyjeździe z miasteczka (gdy wjeżdżaliśmy w tym roku do Passo Tonale w sobotę rano sznur samochodów wracających z wypoczynku - czyli w przeciwnym kierunku - ciągnął się niemal  przez 20 kilometrów! To porządny poślizg czasowy już na samym starcie, a cały czas mamy w pamięci korki na obwodnicy Monachium, plus w tym roku wyrywkowe kontrole (rękaw) na granicy Austria-Niemcy. "Rekordziści" pokonują tę drogę w 20 godzin...nawet nie umiem sobie tego wyobrazić!
Na powrót wybieramy wtorek lub środę (czyli pobyt 10 lub 11-dniowy). Tu pojawia się ograniczenie w przypadku hoteli i pensjonatów, gdyż nie wszystkie dopuszczają takie długości "turnusów", w szczególności w opcji z pełnym wyżywieniem. i dlatego - punkt 1 :) Dużo wcześniej wybieramy i rezerwujemy hotel.

Droga z Passo Del Tonale do Bolzano
To już wszystkie rady, jakie udało mi się zebrać. Oczywiście te dotyczące samego planowania i podróży. Macie ochotę na więcej? Jak zorganizować się na miejscu? Czego szukać, czego unikać?
Służę pomocą - niebawem kolejny post. 
Być może nie uda Wam się skorzystać z moich rad jeszcze w tym roku (chociaż kto wie - na alpejskich lodowcach sezon czasami kończy się dopiero w maju!), ale może za rok zobaczymy się na stoku?
Jeśli macie jakieś swoje sprawdzone sposoby na udaną podróż - podzielcie się. dobre rady zawsze w cenie :)
                                                                                                               PODPIS
PS. Jeśli ciekawi jesteście naszych poprzednich wrażeń z ferii zaglądnijcie tutaj:
2013 Austria - St. Ulrich am Pillersee - KLIK
2014 - Włochy, Maso Corto - KLIK
2015 - Włochy, Maso Corto - KLIK

11 komentarzy:

  1. Muszę Cię pochwalić- bardzo dobrze przygotowany i napisany post. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! starałam się napisać wszystko co wiem, pamiętam jak cztery lata temu ciężko było nam się przygotować i jak wiele błędów popełnialiśmy po drodze

      Usuń
  2. Bardzo dobre rady, które sama stosuję przy naszych wyjazdach nad morze lub w góry (oczywiście ze zmianami w garderobie ;) ). Jedyna zmiana to fotelik - my zawsze, ale to zawsze korzystamy z fotelika z plecami i zagłówkiem. Podkładki niestety mogą być bardzo niebezpieczne dla kręgosłupa dziecka przy nagłym hamowaniu, a... nigdy nie wiadomo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm, muszę zgłębić temat...póki co jeżdżą w pełnych fotelikach, bo nie rozłożyłam ich po powrocie :)

      Usuń
  3. Mnie spotkała przykra niespodzianka, bo akurat naśnieżali i wyciąg nie działał:/ Jak się jedzie do mniej popularnych miejsc, to polecam zadzwonić wcześniej, żeby uniknąć takiej przygody...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, niestety zdarza się. w tym roku nawet Alpy nie były pewnym miejscem, wiele stoków było nieczynnych

      Usuń
  4. Świetny i ciekawy wpis :D Dzięki wielkie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę, mam nadzieję, że pomoże choć jednej osobie przygotować się do wyjazdu :)

      Usuń
  5. Kiedy ja się nauczę planować z wyprzedzeniem 4 miesięcznym? w tym roku zaplanowałem na 2 dni przed wyjazdem, tylko że na polskie pagórki to może i lepszy sposób bo u nas ze śniegiem trochę gorzej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealnie napisane! Żałuję, że nie trafiłam na ten wpis wcześniej, zanim pojechałam z rodziną w góry. A wiadomo, dobre przygotowanie i organizacja to podstawa.

    OdpowiedzUsuń

NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco