• Pinterest
  • Facebook
  • Instagram

13 stycznia 2016

DESIRE LESS | MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ

        Zmiany zawsze są trudne. Potrzebują determinacji, silnej woli. Ale chyba najbardziej potrzebują czasu. Nie da się przeskoczyć pewnych etapów, urodzić się mądrym, doświadczonym i  wiedzącym co dobre. z resztą, to co dobre dla mnie, nie oznacza dobrego dla innych. Trzeba szukać własnej ścieżki.



     Jestem chomikiem, powtarzam Wam to cały czas. Do tego sentymentalnym chomikiem, co jest kombinacją karkołomną, oznaczającą masę niepotrzebnych rzeczy przechowywanych w domu. Więc takie perełki jak sweter podarowany mi 13 lat temu na pierwsza wspólną Gwiazdkę przez M, plastikowe kolczyki z liceum, kupione na wycieczce szkolnej w podstawówce pamiątki. Wszystko to i wiele, wiele innych niepotrzebnych rzeczy gromadziłam przez lata w domu rodzinnym, by potem przenieść je wszystkie do nowego domu zakładanego z M. Niezagospodarowane pokoje, pomieszczenie, które miało być garderobą, każda szafka, szafeczka, szuflada pełna była drobiazgów. Chaos. Mało tego. Gdy zaczęłam urządzać dom i poczułam się "na swoim" wiecznie wszystkiego mi brakowało. Ciuchy, kosmetyki, buty, talerze, koce, poduszki, obrusy, pościele, meble. Kupowałam i gromadziłam namiętnie.
Przydasie obowiązkowe! Prowadzenie bloga i zachłyśnięcie się trendami też nie pomagało. Bo przecież MUSIAŁAM mieć takie poszewki, takie miseczki do płatków czy kubeczki do lodów!
       Utonęliśmy po uszy w rzeczach. dosłownie i w przenośni. Nie było już miejsca - choć dom duży - na ozdoby, obrazki, wazoniki i literki. A ja chciałam jeszcze i więcej. Ufff....to było całkiem niedawno. Wypisywałam sobie listy rzeczy, które jeszcze MUSZĘ kupić.


        Powiecie pewnie - tragedia. Tak. Macie rację. Myślę, że to pułapka, w której tkwi wiele/wielu z nas. Dziewczyny urządzają domy, gromadzą ciuchy, kosmetyki. Panowie inwestują krocie w coraz to nowsze gadżety, elektronikę. Przypadek skrajny - opiszę Wam siebie podczas kupowania tabletu do pracy dwa lata temu. Miałam wysokie wymagania! Musiał być wstrząso- i kurzoodporny, bo przecież będę go zabierać do warsztatu (ha! Chyba nawet pancerny by tam nie przeżył!). Z dużą pamięcią, szybkim procesorem i najlepiej metalową obudową. No i przecież Biały! Bo taki na zdjęciach na blogu wygląda najlepiej. Czarnych się nie pokazuje :P Kiedy przedstawiłam moją listę wymagań w serwisie zostałam wyśmiana! Ale tak dosłownie! Całe szczęście, że znałam już sprzedawcę (swoją drogą świetny fachowiec) bo bym się obraziła na amen. Oczywiście najśmieszniejszym fragmentem mojej wypowiedzi był "biały". Mnie nie było do śmiechu. Za to ta nasza rozmowa dała mi do myślenia. I wiele kolejnych zdarzeń, czasem krótkich rozmów czy z pozoru błahych wypowiedzi osób, które znały mnie mniej lub bardziej. 
      Zaczęło mi to przeszkadzać. To ciągłe niezadowolenie. Moje, żeby nie było. Niezadowolenie, że czegoś znów nie mam. Zaczęło dokuczać mi poczucie winy. Że chcę więcej i więcej i potrafię narzekać, że nie mogę czegoś kupić. A przecież mam TYLE! Dom, samochód, wakacje i masę rzeczy materialnych, na których w moim odczuciu skupiłam się zbyt mocno. Poczułam, że już nie chcę taka być. Nie chcę się ścigać, bawić w grę "kto ma więcej". Stałam się taka jak ludzie, którymi kiedyś sama pogardzałam. No, może za duże słowo. Nie pogardzałam. Chyba współczułam im tego, że nie potrafią być szczęśliwi mając aż tyle. Bo wyścig szczurów można spotkać nie tylko w pracy czy szkole. 
Tylko po co się ścigać?


I to był przełom. 
W tym samym czasie natrafiłam na bloga Kasi SIMPLICITE w poszukiwaniu przepisu na garderobę, a znalazłam tam coś ważniejszego. spokój i harmonię bijąca z jej postów, której brakowało mi na tym etapie mojego życia. Choć to wydaje się dziwne, porządkowanie siebie zaczęłam od porządkowania swojego otoczenia. Remont sypialni nareszcie zmobilizował mnie do generalnych porządków w szafach i pamiątkach. Zaczęłam opróżniać coraz to nowe szuflady, pudełka, szafki. Razem z dziećmi uporządkowaliśmy i mocno przebraliśmy zabawki, dzięki czemu odkryliśmy przy okazji mnóstwo zapomnianych ciekawych gier czy puzzli. Moje porządki nadal trwają. W tym tygodniu kuchnia została uszczuplona o wszystkie niepotrzebne gadżety, niekompletne zastawy, masę plastikowych kolorowych brzydkich naczyń.
Ale teraz idę o krok dalej. Próbuję zmienić nawyki. Od tych banalnych - jak codzienne ścielenie łóżka. Przecież nie po to remontowałam i odnawiałam sypialnię marząc o przytulnym gniazdku, by wchodząc do niej witały mnie rozbebeszone bety. Po nawyki trudne, bolesne i dla mnie i dla bliskich. I o tych pisać dziś nie będę.
Świadomość i uważność. To dwie cechy, które stopniowo włączają się u mnie od momentu gdy rozpoczęłam moją długą przygodę z minimalizmem. Bo tak to postrzegam. Nie będę kobietą z jednym meblem w salonie i sterylnym wystrojem. Nie tym jest dla mnie minimalizm. Nie tym być powinien. 
Kilka tygodni temu natknęłam się na cytat brytyjskiego pisarza tworzącego na początku XX wieku i jego definicja szczęścia, a właściwie samo-satysfakcji stała się moim mottem, które powtarzam sobie gdy znów mam ochotę "gromadzić".

Dwie drogi. Sami możemy wybrać, która z nich bardziej nam odpowiada, bo nie twierdzę, że tylko jedna jest właściwa dla każdego. Ja pożądam mniej, staram się analizować moje pragnienia zanim spełnię je impulsywnie. Jest w tym głęboka filozofia, ale jest też, albo nawet przede wszystkim, proza życia. Czy potrzebuję kolejnej pary butów, która posłuży mi jedne sezon, bo właśnie są wielkie przeceny? Albo kilku sweterków?
To jest mój trening codzienny. Idąc do sklepu wzięłam do garderoby 15 (sic!) swetrów i bluzek. Po wstępnej selekcji zostało pięć sztuk, po przyglądnięciu się metkom - tylko jeden sweter, który spełnił wymagania. Nie mam takiego w swojej szafie, jest uniwersalny, nie zawiera w sobie syntetycznych domieszek, za to ciepłą wełnę i bawełnę. Zamiast - zwyczajowo - kilku par butów z eko-skóry, dokupiłam jedną parę  skórzanych botków, które mam nadzieję nosić wiele sezonów. NIE POTRZEBUJĘ więcej. NIE MUSZĘ mieć więcej. 











Jeśli chcielibyście poczytać więcej o mojej długiej rozpoczętej właśnie drodze do zmian i do znalezienia tego dystansu, o którym wspominałam wcześniej - piszcie, komentujcie, podzielcie się swoimi sposobami na okiełznanie materialnego chochlika.



I na koniec coś dla tych, którzy wciąż są gdzieś na początku, może nawet o tym nie wiedząc i gonią za nieuchwytnym...bo czy kiedyś można powiedzieć "wystarczy"? Czytajcie codziennie rano, przy kubku herbaty lub kawy. Co wybieracie?
Będziecie gromadzić więcej?
Czy chcieć mniej?


                                                                                                        PODPIS

48 komentarzy:

  1. Aniu doskonale Ciebie rozumiem i mam w kwestii ubrań dokładnie takie samo podejście. Mniej, ale lepszego. Cudne zdjęcia i ten sweter - no genialny :) buziaków moc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu :) dla mnie to są kroki milowe, choć może dla innych niezauważalne. A sweter i mnie się podoba, tym bardziej gdy mam świadomość, że wybrałam go z głową :)

      Usuń
  2. Amen.
    Trzymam kciuki za Twoje powodzenie na tej drodze, Aniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 trzymaj trzymaj, bo przede mną jeszcze mnóstwo pracy :)

      Usuń
  3. Bardzo mądrze napisane:) Zaczęłam porządki od biurka, potem torebka, szafki w kuchni, potem sypialnia, aż przyszedł czas na strych- trwało to kilka miesięcy,ale lżej jakoś mi na duszy się zrobiło . Większość książek oddałam do biblioteki, część także koleżance, biżuterię i bibeloty- bratanicy. Mniej rzeczy= mniejszy chaos wewnątrz i na zewnątrz. Pozdrawiam ciepło, Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo Joasiu! To prawda, pozbywając się nadmiaru rzeczy jest czyściej i w domu i w głowie :)

      Usuń
  4. Zupelnie mi obce .. z natury jestem minimalistką, ponieważ przedmioty mnie przytlaczają, duszę się. Dlatego Od zawsze raz na kwartał robie remanent i ciuchów i rzeczy. do szczescia potrzebuje przestrzeń i światło. w ciuchach chodze do zdarcia, butów mam zawsze jedną pare na sezon, 2 pary dzińsów. z kosmetyków kredka i tusz.. niestety, gdy pojawily sie dzieci osoby trzecie zaczely uszczesliwiac mnie toną chinskiego plastikowego badziewia zabawkowego, toną ciuszków itp.. koszmar. dostaje szalu musząc z tym robić co chwile porządek... brr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zazdroszczę charakteru, to znacznie przyjemniejszy stan ducha niż wieczne chomikowanie :) plastikowe koszmarki...brrr...jeszcze te grające i świecące

      Usuń
  5. Aniu - ja dziś w południe skrobnęłam post jakby o czymś podobnym...teraz czytam Twój i utwierdzam się, że wielu z nas chce mniej potrzebować...ale jakie to trudne...
    Ja jestem Twoim przeciwieństwem. Bo ja dostaję baty od męża - bo znowu coś wywaliłam...a to jego koszulkę (w moim mniemaniu już zużyta była)...buty pęknięte gdzieś tam (a bo przecież mogły być do pracy w garażu)...a to kubki, które kupiłam dwa lata temu i tak mi się podobały, a teraz już nie...Nie mam sentymentów nawet do prezentów. Ja jestem wręcz tak obrzydliwie praktyczna, że jak wiem, że ktoś ma mi zamiar zrobić prezent - to mu podsuwam listę co trzeba. I tak z bliskimi się umawiam, żeby mnie pytali o to co chcę. Wszystko co za długo leży - rozdaję, wyrzucam, sprzedaję...a ciuchy kupuję sezonowo (na zimę mam 3 swetry i parę innych drobiazgów - zużywam, wiosną wyrzucam, kupuje na sezon wiosenny...). Trudno Ci w to uwierzyć ? W sumie to lubię siebie za to, ale...nie lubią mnie czasem za to inni. W domu rodzinnym miewam o to spory, z mężem też czasem się pospinam...bo on nie rozumie jak ja mówię, że już czegoś nie chcę. Moje ciuchy mieszczą się na dwóch półkach plus wieszaki w małej szafie, a buty zliczę na jednej ręce. A mój mąż wymaga kontenera ! Wszystko może mu się przydać...wszystko ma znaczenie ! Więc dlatego rozumiem Ciebie. To co piszesz wymaga ogromu pracy i zmian "w głowie", sposobie myślenia. Według mnie - sentyment do czegoś - pozostawiam tylko na zdjęciach....trudno Ci się z czymś rozstać ? Zrób temu zdjęcie, potem spożytkuj (daj komuś:) a zdjęcie wsadź do "albumu rzeczy sentymentalnych " . Powodzenia Aniu, ściskam, isz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Album rzeczy sentymentalnych - podoba mi się :) w myśl zasady "collect moments - not things" - i o tym będzie też jeden z kolejnych postów u mnie :) Czyli możesz spojrzeć na męża moim okiem - nam też lekko nie jest :) ale ja już mam dość. a to, że innym może to przeszkadzać? Myślę, że najważniejsze to być w zgodzie ze sobą!

      Usuń
    2. Aniu - kiedyś rozmontowałam kolczyki od mamy (takie tańsze, metalowe z koralikami) i spożytkowałam do jakiejś pracy domowej ze szkoły...nie podobały mi się...za jakiś czas mama spytała czemu ich nie noszę...powiedziałam jej prawdę, że mi się nie podobały i użyłam je do jakiegoś szkolnego projektu....było jej bardzo przykro, powiedziała mi to...tak to czasem bywa...ale po wielu latach zrozumiała, że ja wymagam dopytania się czego chcę. Nietrafione prezenty, które mamy w domu...to jeszcze gorsze niż sentymenty chyba :)

      Usuń
    3. To fakt :) Na prawdę zazdroszczę tego podejścia. Ja w tym roku pierwszy raz powiedziałam dokładnie co chcę dostać na Gwiazdkę i radość była - choć wiedziałam co to będzie - większa niż zazwyczaj! Z wszystkimi się tak nie da, ale popracuję nad tym w przyszłym roku :)

      Usuń
    4. deco-szuflada, zgadzam się w kwestii prezentów na 100 %. Chyba chodzi o to, żeby obdarowany się cieszył z prezentu, prawda? A nie z niechęcią patrzył na niego i zastanawiał się, ile czasu musi upłynąć, aby móc go z czystym sumieniem się pozbyć...

      Usuń
    5. dokładnie tak! dlatego od teraz już nie będę się krępować i krygować, wręcz stworzę wishlisty dla najbliższych :)

      Usuń
  6. P.S ja też nosze takie buty - tylko w kolorze koniaku :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że internet, czasopisma a i strony hobbystyczne i sklepy napędzają "chciejstwo". Każda rękodzielniczka chciałaby mieć w domu zawartość sklepu z przydasiami, przy urządzaniu domu, ogrodu "potrzebne" jet milion dekoracji. Nauczyłam się pożyć trochę z niespełnionym "chcę". I mija, rozsądek przychodzi po czasie i dana rzecz nie podoba się już tak bardzo i wcale nie jest taka potrzebna. Wiem już, że jak jakaś konkretna rzecz do mnie wraca uparcie przez długi czas - to spełniam swoje zachciewajki. I tak np.bardzo chciałam mieć w domu lampiony drewniane na podłogę. Kupiłam je po 2 latach od pomysłu i dziś po 1,5 roku ciągle patrzę na nie z frajdą.
    Kiedyś zapisywałam sobie moje "chcę". Po jakimś czasie zgubiłam notes z zapiskami. Znalazłam go po ponad roku - i nie znalazłam tam żadnej przydatnej rzeczy, którą bym dziś miała kupić.
    Pozdrawiam cieplutko i kibicuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, często to co wydaje nam się niezbędne i konieczne po kilku miesiącach okazuje się zbyteczną fanaberią. No i oczywiście ja nie mówię NIE zakupom, staram się po prostu nie robić ich impulsywnie, albo skuszona rabatami

      Usuń
  8. Widzisz, ja nie mam tego problemu, ponieważ mieszkam w regionie, w którym zwyczajnie o kasę ciężko ;) Przez to, że żyje się "biedniej" niż w większych miastach (takich jak Warszawa, Poznań, Kraków, Wrocław) doceniamy bardziej to co mamy. Udało się kupić w końcu coś małego do domu - jest radość. Przede wszystkim nie skupiamy się na tym aby mieć, tylko aby być, trwać w zdrowiu i szczęściu - RAZEM.
    Przykład z życia - wolimy nie mieć w ogóle jakiegoś mebla, niż kupić jakiś badziew z jysku czy też innego marketu. Marzy nam się piękna drewniana szafa - zrobimy, mamy warsztat, plan, tylko czasu ciągle brak ... tym sposobem żyjemy od 5 lat bez szafy ;) Tak, da się. To nic, że znajomi podgadują, rodzina się śmieje, że stolarze bez mebli - jesteśmy najszczęśliwszą parą z dziećmi i każdy nam tego zazdrości.
    Nie muszę mieć wszystkiego co mi się podoba, nie lecę od razu do sklepu gdy zobaczę wyprzedaż. Nie lubię kupować, aby kupić. Wolę mieć kilka porządnych ciuchów, jedną dobrą parę butów niż stosy szmat, z którymi nie wiadomo co robić. Jesteśmy z mężem pod tym względem tacy sami.
    Też mam duszę chomika i cały strych zawalony pierdółkami nawet z dzieciństwa, choć nie muszę co dzień na nie patrzeć to wiem, że przyjdzie dzień armageddonu strychowego i zrobię rozpierduchę :P Coraz bardziej jestem na to gotowa :)
    THE MORE YOU HAVE, THE MORE YOU HAVE OCCUPIED,
    THE LESS YOU HAVE, THE MORE FREE YOU ARE :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strychowa rozpierducha - brzmi złowieszczo! dla mnie takim miejscem była garderoba, którą opróżniłam miesiąc temu. Działo się, powiem Ci. i tak jeszcze parę rzeczy zostało, których nie chcę, ale do ich oddania muszę przekonać M :) I coś jest w tym co piszesz. Ja mieszkam w niedużym mieście, w promieniu 250 km nie ma Ikei czy tigera - i choć często wzdycham i jęczę, gdy dziewczyny wrzucają info o wyprzedaży to jednak w końcowym efekcie to nie jest takie złe! Wydaję mniej, a potem okazuje się, że wiele z tych rzeczy kompletnie nie było by mi potrzebnych. Stolarze bez mebli - skąd ja to znam :P choć my tak na prawdę nie stolarze, ale oboje "paramy" się drewnem zawodowo :)

      Usuń
  9. Na poczatku blogowania rowniez mnie opanowala faza "must-have" ale szybko poszlam po rozum do glowy i doszlo do mnie, ze to nie ja ;))) Nadal lubie otaczac sie pieknymi rzeczami, zmiany, ale najpierw sortujemy, sprzedajemy i dopiero pozniej ewentualnie kupujemy ;)))
    Moi znajomi uwazaja, ze moje mieszkanie jest wrecz puste, sterylne, ale nie dla nas, dla nas jest idealnie.
    W kwestii odziezowej, to ubieram sie klasycznie, wybieram dobre materialy, a to oznacza, ze kupiona rzecz sluzy mi latami.
    U mnie chyba wszystko przyszlo z wiekiem, po przekroczeniu magicznej 30 ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magiczna 30, i mnie to dopadło (3 lata temu :P). coś w tym jest. chyba dojrzewamy do pewnych zmian...I to jest genialny pomysł na zakupy, który wdrażam - chcąc kupić "zachciewajkę" muszę dołożyć z kasy za sprzedane niechciane już graty! to motywuje do wystawiania rzeczy i pozbywania się ich

      Usuń
  10. Tak, to bardzo trudne - nie poddac sie uzaleznieniom! Z jednej strony - zabawa w kupowanie coraz to nowych, modnych rzeczy - z drugiej mysl,ze jestesmy wykorzystywani by biznes sie krecil...Zauwazylam u siebie uzaleznienie od codziennego kupowania - drobiazgow i jedzenia. Aleee - koniec z tym. Juz potrafie sie opamietac! Preferuje rzeczy dobre gatunkowo i wole je kupic w sh niz oblowic sie na wyprzedazach bo okazja! Metodycznie studiuje nalepki, metki i opisy i odkladam na wieszak lub polke! Polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! to codzienne kupowanie jest zdradliwe. Ja od początku wyzwania minimalistki notuję codzienne wydatki i już widzę gdzie najwięcej pieniędzy ucieka nam przez palce...bedę pracować nad zmianą tego. no i pora nauczyć się np planowania menu na tydzień i robienia dużych zakupów tygodniowych.
      SH - tak dawno nie zaglądałam - jutro mam w planach, bo poszukuję kilku konkretnych rzeczy odkąd szafa opustoszała :)

      Usuń
  11. Wczoraj kupiłam dwa pojemniki, pod wpływem impulsu, bo ładne były. Na szczęście co raz rzadziej zdarzają mi się tego typu zakupy. M.in. dzięki Kasi z simplicite :) i szafa co raz bardziej przemyślana i wnętrza mniej zagracone. A jej kolejna edycja wyzwania skłania mnie do kolejnych porządków:) A Tobie życzę powodzenia w trudnej walce o minimalizm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, dziś w moim koszu wylądowały ładne pudełka, w sam raz do sypialni na pamiątki po narodzinach maluchów...ale odłożyłam przy kasie. pasują do kąta, który nie jest skończony, więc postanowiłam sobie, że kupię je, gdy go ukończę. Motywuję się do pracy :) Dziękuję za dobre słowo i trzymam kciuki i za Ciebie!

      Usuń
  12. Jestem na podobnym etapie. Mnie w tym pomogła, a raczej utwierdziła "Magia sprzątania" Marie Kondo, o której piszę w ostatnim poście. Czystsza, mniej zagracona przestrzeń to czystszy umysł. A jeśli chodzi o ciuchy, to też w końcu doszłam do wniosku, że wolę mniej, ale dobrej jakości. Amen!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ta książka jest na mojej liście - to, czego nie potrafię sobie odmówić - to książki :) ale jakieś wady trzeba mieć, prawda? więc w koszyku wirtualnym mam właśnie" teraz "magię sprzątania" ."minimalizm po polsku" i "slow fashion"

      Usuń
  13. Brawo! Masz rację do każdego etapu trzeba dojść w swoim tempie. To naturalny proces. Ja już od dawna pewne rzeczy mam za sobą. Ostatnio nawet próbowałam sobie przypomnieć, kiedy kupiłam sobie coś do ubrania. Wyszło mi, że w marcu ubiegłego roku :)W domu głównie przerabiam to, co już mam bo lubię zmiany i ja sama się zmieniłam więc zostać tak jak jest nie może. Nie mam wielu przedmiotów, które inni prezentują na blogach. Ani zegarka konkretnej marki, ani gumowców znanej marki, ani białego tableta ani nawet obecnego niemal wszędzie robota kuchennego. Podobają mi się i owszem ale mieć ich nie muszę. Domu też nie mam i to jedyna rzecz, której mi trochę żal :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lila, super komentarz! To prawda, że blogerki same napędzają koniunkturę. A powiem Ci, że ja też nie mam ani TEGO zegarka, ani TEGO robota planetarnego, ani TYCH kaloszy za parę stówek, ani białego (jak już ustaliłam wcześniej) tableta/laptopa z jabłuszkiem :) I co? I dobrze jest :) Niczego mi nie brak.

      Usuń
  14. Aniu, dziękuję Ci za miłe słowa i za ten tekst :). Wiesz, że trzymam mocno kciuki za Twoją drogę. I genialny ten cytat, mogę go puścić dalej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, to ja dziękuję za pomoc w tej mojej nowej drodze :) Będzie mi bardzo miło jeśli puścisz cytat dalej - ja mam go wydrukowanego w biurze i patrzę codziennie na te słowa

      Usuń
  15. Nic nie będę dodawać! Uśmiecham się tylko do Ciebie, za takie piękne ubranie w słowa wszystkiego co tkwiło w mojej głowie :)) Też już wysiadłam z tego superekspresu "donikąd"...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja przyznam ,że nie mam problemu jeśli chodzi o gromadzenie ciuchów, pod tym wzgledem jestem dość stanowcza i minimalistyczna..Wiem dokładnie w czym się dobrze będę czuła, co mi jest potrzebne...tak przynajmniej mi sie wydaje....ale faktem jest ,że słabośc mam do przedmiotów dekoracyjnych...świat blogowy sprawił ,że zachłysnęłam się wieloma rzeczami, sporo z nich kupiłam..., to juz nawet nie chodzi o jakis tam wyścig, "ona ma, to ja tez muszę" ale tak naprawdę bez wielu z nich spokojnie mogłabym sie teraz obejść.No cóż nowy rok...nowy start...moje postanowienie noworoczne, to ograniczenie w nabywaniu nowych rzeczy i przede wszystkim kupowanie z głową , bardzo przemyślane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najtrudniej jest chyba zapanować nad tym impulsem "ale ładne! chcę!" zwłaszcza, gdy wyprzedaże :) ale damy radę :)

      Usuń
  17. a ja Aniu właśnie dzięki blogowaniu nauczyłam się mądrzej robić zakupy .....nacieszyłam sobie oczy u innych :)))...gwiazdkami ,kropkami ,koronkami czasem itp..... i powyciągałam sobie swoje własne wnioski ...dalej są rzeczy ,które mnie kręcą ,ale jak mają je setki osób, to jakoś tak to zadziałało u mnie ,że ja akurat nie bardzo chcę już mieć takie same kubeczki z gwiazdkami np :)) w ogóle zaczęłam bardziej cenić rzeczy które powstają z niczego ,a wykonują je ludzie nieziemsko uzdolnieni :) pozdrawiam Aga:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swoją drogę, ja niezmiennie podziwiam tych, którzy z natury mają minimalistyczną duszę. Trudno jest się tego "wyuczyć", ale można! Od kiedy sama param się rzemiosłem zupełnie inaczej patrzę na innych rzemieślników i ceny i jakość ich produktów. Będzie o tym post...

      Usuń
  18. Thanks so much for sharing your ideas, i was looking for such article for many days...

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem tu pierwszy raz. Zosteje, bardzo dobry tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam! cieszę się, że moje dwa słowa o minimalizmie zachęciły do pozostania :)

      Usuń
  20. Aniu, bardzo bliskie jest mi to co piszesz i z czym się zmagasz. Ja w zeszłym roku postanowiłam zacząć odgruzowywać dom, który zarósł niemalże toną rzeczy, papierzysk, dodatków, o ubraniach nie wspomnę.. Zaczęłam od garderoby, gdy okazało się, że noszę może 1/10 tego co w niej jest a rzeczy prawie wypadają z szafek...;)
    Oczyszczanie przestrzeni to długofalowy i trudny proces, fakt, ale później nagle okazuje się, że masz czym oddychać, że tak naprawdę wcale nie potrzebujesz takiego nadmiaru rzeczy. Nigdy nie będę minimalistką ale tak jak piszesz - minimalizm, to dla mnie też bardziej świadome wybory. Mniej a lepiej..
    Powodzenia w dalszych zmaganiach!

    Pozdrawiam serdecznie :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomy minimalizm, to jest chyba to! I Tobie powodzenia życzę. Brawo MY!

      Usuń
  21. Nie obraź się, ale... na zdjęciach oprócz butów i swetra, które kupiłaś są jeszcze:
    A) zegarek - zrozumiałe jako element stylizacji
    B) czaszka z porożem ?????
    C) dwie dekoracje z czarnego papieru
    D) kawałek drewna
    E) jarzębina

    Naprawdę masz dużo rzeczy... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Foch :) A ja myślałam, że to już minimalizm :) a tak serio serio, to tak jak pisałam, nie zamienię domu w sterylny kubik ze szkła i stali. Dekoracje są i będą, bo je lubię :)

      Usuń
  22. Doskonale wiem, z czym się zmagasz ;) Ja też... Cały czas walczę ze zdrowym rozsądkiem i obiecuję sobie więcej rozwagi przy kolejnych decyzjach. Na szczęście życie nauczyło mnie pokory i umiejętności szukania szczęścia w prostocie i zwykłej codzienności. I wiesz co ? Czuję się o wiele bogatsza i bardziej spełniona niż w chwili, gdy otwieram przesyłkę z kolejnym modnym gadżetem. Trzymam kciuki, za Ciebie i za siebie. Pozdrawiam serdecznie - M.

    OdpowiedzUsuń
  23. Fajne gadżety, ale rogi w domu podobno sprowadzają pecha :P

    OdpowiedzUsuń
  24. Doskonale Cię rozumiem, sam mam podobny problem. Zastanawiam się jak to się dzieje, że idąc do pracy do silikony marcolla potrafię mieć zrobioną „to do” listę i się jej trzymać, a w domu nie potrafię. Jestem maniakiem gromadzenia różnych rzeczy, a zwłaszcza gadżetów elektronicznych. Poza tym dochodzą książki, komiksy, pamiątki i moja największa zmora – paski do spodni. Moja żona śmieje się, że jestem człowiekiem o dwóch twarzach: tej pracowej i tej domowej ;) czyli poukładany i ktoś, kto ma kompletny chaos wokół siebie. Ale dzisiaj postanowiłem – robię porządek!
    Bo większość z tych gadżetów na pewno już nie działa… :)

    OdpowiedzUsuń

NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco