• Pinterest
  • Facebook
  • Instagram

O MNIE

I CO DALEJ Z BLOGIEM WYMARZONYDOMANI.BLOGSPOT.COM?


KRÓTKO O MNIE

Hej! Jestem Anna Pryć-Futkowska i przez kilka ostatnich lat "Wymarzony Dom Ani" był moim wyjątkowym miejscem. Ale tak jak zmieniam się ja, tak zmienia się te tenż blog.

Po mojej fascynacji wnętrzami i DIY pozostała miłość do estetyki, stonowanych kolorów. Praca z drewnem nauczyła mnie szacunku do natury i pracy ludzkich rąk.

Rok temu zaczęłam nowy rozdział mojej artystycznej działalności - i właśnie tę część mojego świata znajdziecie niebawem na NOWYM BLOGU

CAŁA JA

Anna Pryć-Futkowska

CO DALEJ Z BLOGIEM?

Od października 2019 blog będzie funkcjonował pod nowym adresem www.bardzoosobiste.pl.

Od roku zajmuję się malowaniem. Ołówek, akwarele, cienkopis - to teraz moje narzędzia i pracy i narzędzia do wyrażania moich emocji. Kobiecych emocji, które bardzo mnie fascynują. Dużo moich prac i przemyśleń na temat malowania i kobiecości znajdziecie na nowym blogu. A także artykuły o kreatywności, pracy freelancera, samooakceptacji i kobiecym ciele... i dużo, bardzo dużo moich ilustracji.
Już dziś zapisz się na newsletter i nie przegap startu nowego bloga! Czekam tam na Ciebie

BLOG - POSTY ARCHIWALNE

NA NAJNOWSZE POSTY BLOGOWE ZAPRASZAM OD PAŹDZIERNIKA 2019 NA WWW.BARDZOOSOBISTE.PL


29 września 2012

Jesień...

Jesień...

Przyznaję, że nie przepadałam do niedawna za jesienią...obce mi były pomarańcze, czerwienie czy intensywny kolor żółty...Zdecydowanie NIE MOJE...Z jesiennej palety wybierałam - i wybieram ciepłe brązy, kremy, beże...tak jest w domu, w garderobie... choć i tu pojawiają sie zmiany...pokochałam zgaszony kolor miodowy, ciepło karmelu i naturalnej kamelowej maści...cudowne....

ALE....no właśnie ALE! W mojej kuchni jesiennej zdecydowanie rządzą czerwień, pomarańcz i żółć :) I tu są jak najbardziej pożądane:)



DYNIA! Moje - dopiero zeszłoroczne - objawienie...teraz mogę ją jeść na wszystkie sposoby (ok, prawie wszystkie - nadal nie przepadam za taką z octu, jak i za innymi tego typu przekąskami). Spośród wielu odmian szczególną sympatią pałam do małych dyń (takich do 2 kg) Hokkaido, które po leżakowaniu w jesiennym słoneczku nabierają wspaniałej miękkości, a ich słodki miąższ koloru słonecznej pomarańczy...idealna do pieczenia!



Jest więc u nas zupa dyniowa z prażonymi pestkami dyni i lanymi ziołowymi kluseczkami, w piekarniku na przekąskę pieczona dynia na oliwie z oliwek z solą morską i rozmarynem, a na półce mocy nabiera dyniowa nalewka...ale na nią poczekamy jeszcze kilka tygodni - będzie w sam raz na zimowe wieczory:)



Ostatnie letnie rumianki zerwane na wczorajszym spacerze...



W kolejce na liście "do zrobienia" jest ciasto dyniowe (już dziś!), dyniowy chlebek, konfitura z dyni i pomarańczy i dyniowe puree....


Macie dosyć??:)

Ja NIE:)




Życzę Wam udanego weekendu, znajdźcie czas na jesienny spacer:)

Ana

26 września 2012

Cotton Ball Lights

Cotton Ball Lights

Mam!! Są! W moim domku zamieszkały kolorowe kule z Cotton Ball Lights i jestem w nich absolutnie zakochana!!!


Krążą po domu, zmieniają miejsce, ale czekają przede wszystkim na porządny montaż - dzisiejsze zdjęcia zrobione prędziutko, pierwsza przymiarka no i same kule jeszcze nie do końca zamontowanae wlaściwie:) ale nie moglam się doczekać, żeby Wam je pokazać:)




Bardzo bardzo bardzo dziękuję Oli z bloga Apetyczne Wnętrze za zorganizowanie candy z kulkami w roli głównej - udało się!! wygrałam i dostałam jeszcze jeden wspaniały prezent na moje 30-te urodzinki:) skomponowałam sobie łańcuch ze zgaszonych niebieskości i turkusów z odrobiną ciepłego brązu, kremu i bieli...jest idealny i pasuje prawie wszędzie (oprócz pokoju Tuśki - ale tam planuję neonowy w "jej" kolorach czyli fuksji i pomaranczu)...
Miał zawisnąć w pracowni, teraz jest w holu, ale pasuje mi też do sypialni i salonu:) Osiołkowi w żłobie dano...:)
 Chyba trzeba zaplanować poważne zakupy, bo jak widać to cudo spodobalo się nie tylko mnie (choć niektórzy wolą raczej demontaż:P)!!!!!



a jak to jest z Wami i kulami? znacie? Lubicie?

moim zdaniem to genialny sposób na ocieplenie wnętrza i nadanie mu charakteru....
jesli o mnie chodzi, to zapewniam, że zanudzę Was zdjęciami wkrotce, bo jestem pod absolutnym urokiem...
A Was zapraszam do komponowania własnych łańcuchów (TU) w ulubionych kolorach - jaka to frajda!!!!


Bardzo ważny PS:)

Kochani ogromnie dziękuję za pytania i maile w sprawie Luśki - moja dziewczynka jest dzielna i po chwilowym kryzysie wraca do formy i zdrowia!!! UDAŁO SIĘ!!!!!!



Miłego wieczoru!!


Wasza zakulkowana Ana

25 września 2012

Miłość szczęśliwa

Miłość szczęśliwa

Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne —
co świat ma z dwojga ludzi,
którzy nie widzą świata?

Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi,
pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,
że tak się stać musiało — w nagrodę za co? za nic;
światło pada znikąd —
dlaczego właśnie na tych a nie innych?
Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.
Czy narusza troskliwie piętrzone zasady,
strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.

Spójrzcie na tych szczęśliwych:
gdyby się chociaż maskowali trochę,
udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół!
Słuchajcie, jak się śmieją — obraźliwie.
Jakim językiem mówią — zrozumiałym na pozór.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymyślne obowiązki względem siebie —
wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!


Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,
gdyby ich przykład dał się naśladować.
Na co liczyć by mogły religie, poezje,
o czym by pamiętano, czego zaniechano,
kto by chciał zostać w kręgu.


Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jak o skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałaby zaludnić ziemi,
zdarza się przecież rzadko.


Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.
Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.

                                    Wisława Szymborska



Mam to szczęście patrzeć na taką wlaśnie miłość, szczęsliwą, spełnioną, dorosłą, odpowiedzialną...

Od 36 lat moi rodzice każdego dnia udowadniają, że jest miłość szczęśliwa, choć nie idealna...która jest wyrozumiała, cierpliwa, która wybacza, rozumie, która daje oddech, realizuje wspólne pasje, dzięki której nigdy nie kończą się tematy do długich rozmów, która jest wspólnymi wieczorami i porankami, kanapkami do pracy i niedzielna jajecznicą...

Kochani, nie umiem powiedzieć tego wszystkiego, o czym myślę patrząc na Was razem każdego dnia, niech wymowne będą słowa, że MARZĘ by przeżyć kolejne 30 lat mojego małżeństwa tak jak Wy:) I kolejne i kolejne, a Wam życzę dlugich wspólnych lat, zebyscie mogli się cieszyć Waszą miłością!

I choć ogromny bukiet kwiatów to za mało dziś zamiast niego różyczka z mojego ogródka - bo to Wy nauczyliście mnie tego, że miłość to nie wielkie gesty raz do roku, a wiele małych gestów na codzień:*


21 września 2012

Jak to nazwać?

Jak to nazwać?

Hol - to slowo wywołuje u mnie dreszcze, kojarzy się z mrocznym ogromnym pomieszczeniem prowadzącym do...no właśnie dokąd?

Hall - brzmi nieco "nowobogacko", prawda??:) "Dynastia", Alexis i inne "Blejki" w moim domu?? Nieee....

Klatka schodowa - no cóż, taki glęboki PRL...blok z wielkiej płyty to to nie jest, młodociani nie przesiadują tu puszczając ukradkiem dymka przez uchylone okienko...

No to jak? jak nazwać to pomieszczenie w domu? Macie jakieś własne propozycje??:)


Proszę się nie bać - ten wilk nie gryzie:) Jest mięciutki i przytulaśny i muszę podziękowac za niego Iz i Redowi - dzięki Wam go odnlazłam:) gdzie? W niemieckim Netto:)
Do kompletu jest jeszcze Pan Łoś Superktoś - czekający cierpliwie na inaugurację sezonu - bynajmniej nie sezonu na polowanie:)

Ale wracając do tematu. TO pomieszczenie, będące łącznikiem pomiędzy wszystkimi pomieszczeniami na parterze bardzo długi czas było nieoswojoną częścią domu, ogarniętą przez rowerki, wózki, sprzęty gimnastyczne...
Wymarzyłam sobie tam wieelką komodę na wszystkie niezbędne podręczne salonowo-kuchenne rzeczy...i szukałam...szukałam dłuuugo i bezowocnie...Znalazłam wreszcie i już prawie prawię miałam ją w rękach kiedy na kilka godzin przed odbiorem "Cudowny Sprzedawca" poinformował mnie, że ją sprzedał komuś innemu:(
Wierzcie mi, nie chcielibyscie widzieć i slyszeć mnie po tym telefonie!!:)

ale ale...jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma...


Źródło: www.ikea.pl

Rach -ciach przyszedl do glowy pomysł, a w ślad za nim przyjechaly do mnie 4 komódki RAST z IKEA...Jedna z nich stała się integralną częścią biurka w pracowni, a trzy pozostałe - stworzyły bazę pod moją komodę.

Potem czas "jakiś" trwała ich metamorfoza, było szlifowanie, szpachlowanie dziur po gałkach, malowanie, bejcowanie, przecieranie, lakierowanie, woskowanie, przykręcanie uchwytów i skręcanie komódek...

I jest:)



Jeszcze bez blatu - bo docelowo będzie na niej piękny orzechowy blat - który połączy ze sobą kolorystycznie schody i komodę. wnętrze szuflad i skrzynek również ma orzechowy kolor, który pięknie kontrastuje z kolorem pastelowej orchideii...

a jak Wam się podoba?



Rameczki z grafikami ptasząt z 1965 roku wyszperałam w ulubionym szpermarkecie po złotówkę za sztukę, tylko leciutko wyczyściłam ramki i pogłębiłam ich orzechowy kolor...mam do nich ogromny sentyment:)

Cały mój hol/hall to królestwo rzeczy używanych, wyszperanych, odziedziczonych po rodzicach/dziadkach - w drugim kącie stoi wszak mój dziadkowy stolik-weteran wraz z wiekową Panną Eriką (maszyną do pisania)...i jeszcze stara rama lustra, ktora dziś skrywa tablicę do pisania, a która wkrótcie otrzyma piękny dębowy dekor z ... dziadkowego zegara:)

Lampka też jest znaleziskiem i czeka jeszcze na odświeżenie, ale ja wciąż nie umiem zdecydować się na kolr. Klasyczny orzech czy białe przecierki?





Nad naszymi głowami "dynda" efekt wesołej mojej twórczości, który jakiś czas "służył" za żyrandol w salonie...Proszę się nie śmiać:)







Tymczasowo oswoiłam troszkę tę przestrzeń, ale już mam w planach kilka większych i mniejszych zmian, które ją zdecydowanie ocieplą.






Życzę Wam Kochani miłego weekendu i slonecznych ciepłych pierwszych jesiennych dni:)

I jeszcze poproszę jutro raniutko o trzymanie mocno kciuków za naszą Luśkę!!!!!!!

Wasza Ana

18 września 2012

Lukrecja...

Lukrecja...

Luka, Luśka, Lusesita, Luki...nasz piesek:)




Nie chwaliłam się tym do tej pory, ale od lipca mamy nowego domownika... Ten domownik wiekiem przewyższa nas wszystkich...Lukrecja...Golden Retriever... w listopadzie skończy jedenaście lat iswój czas spędza głównie wylegując się to na jednym to na drugim boku, choć czasem nawet pobiega za piłeczką jak za szczenięcych lat...albo z rozkosznym mruczeniem wyciągnie się na grzbiecie i czeka na pieszczoty...




Luśka nie ma wesołej beztroskiej przeszłości, ale do tego nie chcemy już wracać...teraz najważniejsza jest jej przyszłość, z nami, w kochającym domu, bo za punkt honoru postawiliśmy sobie zapewnienie jej spokojnej starości, w pełni zasłużonej i wypracowanej emerytury...

Dzieciaki ją uwielbiają, mimo naszych początkowych obaw i stopniowego oswajania maluchów z nowym członkiem rodziny, cały proces przebiegł bez najmniejszej komplikacji:)




Niestety, nasza Luśka choruje, ma za soba poważną operację, dolegają jej stawy biodrowe, czasem wstaje z wielkim trudem...dziś jedziemy na kolejne badania, więc trzymajcie kciuki, żebym przywiozła już tylko dobre wieści!




A tymczasem buziaki do nas i mokrego nochala Lukrecji:) (która baaardzo nie lubi pozować do zdjęć:P)




Jak to się stało, żę ja maniaczka kotów, zakochana w nich po uszy mam pieska?? Los tak chciał... a ja z pokorą los akceptuję:) Bo jak JEJ nie pokochać??

Buziaki

Ana




EDIT:  W złą godzinę napisałam posta Kochani....Lukrecja jest bardzo chora i pprawdopodobnie pod koniec tygodnia przejdzie kolejną operację:(:(:( Jeśli wytrzyma.....Przed nami majtrudniejsza decyzja:(:(:(

15 września 2012

Na zdrowie...

Na zdrowie...

Wiecie już, że połowa naszej małej rodzinki (w postaci Antoniego i mnie) zmaga się z pierwszymi wczesnojesiennymi choróbskami. Na dworzu zimno, potężny wiatr tańczył sobie wczoraj z krzesłami na tarasie, rzucał wazonami i latarenkami w dal niczym olimpijczyk...lato się skończyło...



Nie wiecie za to, że przetworowe lenistwo w tym roku zwyciężyło i do tej pory nie zrobiłam ANI JEDNEGO sloiczka na zimę?? Letnie smaki odeszły w niepamięć, nie zamknęłam ich tym razem w szkle...ale składam sobie i Wam obietnicę, że jesienne dary powędrują do spiżarki...

Na pierwszy ogień owoc, który już teraz pomoże nam walczyć z chorobą i wzmocni nasz troszkę przed jesiennymi słotami...ARONIA...



Długo szukałam właściwego przepisu - bo jak to często bywa najpierw kupiłam aronię, a dopiero potem zabrałam się za wyszukiwanie w jaki sposób mogę ja przetworzyć:) Długo, ponieważ w każdym napotykałam skladnik, ktorego mieć nie mogę...liście wiśni, ktore wyciągną gorycz z owoców. Aż wreszcie wyczytałam, że podobne działanie ma ich przemrożenie przez kilka dni i voila! Metodą prób i błędów pierwsze tegoroczne słoiczki staną dziś w spiżarce...






Och wiem wiem, zdjęcia przypominają raczej sroga zimę, ale nie mogłam oprzeć się urokowi aronii pokrytej mgiełką szronu...malownicza...

Po odcedzeniu syropu owoce jeszcze przesmażę króciutko z odrobiną cukru i zapakuję do małych sloiczków - będzie pyszny dodatek do mięs i serów (podobnie jak żurawina czy borówka). A jeśli uda mi się w przyszlym tygoniu "urwać" na chwil kilka  na ryneczek to dokupię aronii i powstanie aroniówka:) Przepis od Qrki juz mam - o TU:)





Miłego weekendu Kochani i nie dajcie się jesiennym choróbskom i chandrom!!!


Wasza Ana

14 września 2012

Nowożeńcy na BIS:)

Nowożeńcy na BIS:)

Tak tak Kochani -to już kolejne ręczniczki dla Nowożeńców, które wykonałam po raz pierwszy - nie jako prezent ode mnie, a na zamówienie, które dostałam od przemiłej - bardzo zakręconej ogrodowo - Sylwii:).

Miało być retro, słodko, pastelowo, koronkowo...więc było!





Miałam ogromną tremę - po raz kolejny - wysyłając gotowy prezent. Na szczęście Syla rozwiała moje wątpliwości i komplecik bardzo jej się spodobał..a do tego telepatycznie porozumiałyśmy się w sprawie małego dodatku - kartki z życzeniami dla Młodej Pary...Sylwia pomyślała, że to byłoby dopełnienie całości, ja pomyślałam to samo i zrobiłam szybciutko skromna kartę...I była miła niespodzianka:)






Niespodziankę w wersji mini - sprawiłam też samej Sylwii  - w postaci lawendowej zawieszki i monogramem. Mam nadzieję, że otoczy lawendowym zapachem całą garderobę:)




Po raz pierwszy podpisałam moje dzieło swoim własnym logo...wymarzył mi się malutki wirtualny sklepik, w którym mogłabym dzielić się z Wami moimi wytworami, rzeczami upolowanymi na targach staroci, w "szpermarketach", przerobionymi i odnowionymi przeze mnie...powolutku powolutku marzenia nabierają realnych kształtów i już niebawem pierwsze przedmioty pojawią się "na półkach" mojego wymarzonego sklepiku...ale ciiii.....o tym niebawem...:)



Tymczasem udam się pod cieplutki kocyk, bo choć pracy w domu i na ogrodzie mnóstwo to choróbsko mnie pokonało, podobnie jak mojego Antosia, który po 7 dniach kariery żłobkowicza - kiedy już już było prawie super i płacze zniknęły - złapał anginę:( I teraz oboje siedzimy w domku i wygrzewamy kości...

Byle do wiosny:)

11 września 2012

Zmiana kodu...

Zmiana kodu...



"Dziwna planeta i dziwni na niej ludzie.

Ulegają czasowi, ale nie chcą go uznać.

Mają sposoby, żeby swój sprzeciw wyrazić (...)"

                                        Wisława Szymborska, "Ludzie na moście"



  Juz nie zaśpiewam "ja mam dwadzieścia lat, ty masz dwadzieścia lat, przed nami siódme niebo..."   Po cichutku, z lekkim niedowierzaniem i oszołomieniem ukończyłam wczoraj trzydziesty rok życia...na prawdę? Tak szybko? Kiedy minęło te trzydzieści lat? Troszkę mi smutno i jakby nieswojo, ale też jestem podekscytowana tym, co przyniosą kolejne lata...    




  Podobno życie kobiety zaczyna się po trzydziestce?? W takim razie powinnam raczej myśleć, że najlepsze dopiero przede mną? :)    




  Bilans ostatnich lat jest na pewno dodatni, jestem spełnioną Mamą, Żoną i Panią Domu. Myślę, że czas otworzyć nowy rozdział i zacząć spełniać się także zawodowo i mam nadzieję, że to będzie piękna i pełna pozytywnych wrażeń dekada mojego życia:)  




  Zaczęło się pięknie, bukietem trzydziestu przepięknych róż od M i cudnym cynowym kompletem kawowym...Po raz kolejny okazało się, że mój mąż - choc czasem mam wrażenie, że puszcza moje "plaplanie" mimo uszu - to jednak słucha uważnie...opowiadałam mu przecież o sklepiku Kasi i jej cudnych wiankach i nowej cynowej serii...czytał przecież artykuł we wnętrzarskiej gazetce o Kasinej pasji i wiankoterapii...i proszę! To właśnie TAKI prezent urodzinowo-rocznicowy trafił do mnie wraz z cudnym serduchowym wiankiem, ktory zawisł już na kominku...   Tak tak, urodzinowo-rocznicowy bo w niedzielę świętowaliśmy także szóstą rocznicę naszego ślubu:)  




  A teraz odrobinkę prywaty:)   Bardzo bardzo dziękuję wszystkim za życzenia, ukochanym rodzicom i sostrze za te nasze wspólne trzydzieści lat i mężowi za wspólne dziewięć lat... Za to, że dzięki Wam jestem taka jaka jestem, że pozwoliliście mi się realizować, spełniać, że zachęcacie mnie do podejmowania wyzwań i wspieracie w trudnych momentach! Wspaniale jest wiedzieć, że ZAWSZE jesteście przy mnie  
DZIĘKUJĘ:*
 
Wasza Ana  

 

6 września 2012

Miękka strona życia...

Miękka strona życia...

Wspominałam już, że sierpień był miesiącem prezentów? :)

Jednym z nich była niespodzianka od IKEI i śmieszna historia z nią związana....


Dwa dni przed sesją zdjęciową do Werandy obsadzaliśmy z mężem rabatę przy tarasie. Tego dnia z niecierpliwością czekałam na swoje zamówione wcześniej  białe różyczki Aspirin Rose, które miały zwieńczyć dzieło i dodać rabacie elegancji i lekkości. Pojawił się kurier, podpisałam wszystkie kwity, wzięłam pakunek i od razu wystawiłam go za drzwi. Była pora obiadu, więc żeby róże nie obsychały w domu przed posadzeniem postawiłam paczkę na zewnątrz i nawet ucieszyłam się kiedy zaczęło lekko padać, bo wiedziałam, że kwiaty przetrwają spokojnie do wieczora, kiedy nadejdzie pora sadzenia...
Dwie godziny później przyjechał kurier z kolejną paczką! Jak stanowczo twierdził - z różami!!! Zaraz zaraz - myślę sobie...w takim razie CO jest w paczce, która moknie na ogrodzie?



Wy już wiecie, ja dowiedziałam się chwilę później rozpakowując ze śmiechem niespodziankę:)
Na szczęście, wszystko było bardzo dokładnie zapakowane i prezenty wyszły z całej historii bez szwanku...ufff...



Ogromnie ucieszyłam się na widok wieeeelkiego katalogu i wieeelkiej biało-kremowej narzuty INDIRA, która na codzień zdobi już łóżko w sypialni, a dziś zapozowała do małej sesji tarasowej...




Strzałem w dziesiątkę jest postawienie w tym sezonie na tkaniny i tekstylia! Tak sobie myślę, że cokolwiek bym nie napisała zabrzmi to jak reklama...ale co ja poradzę, że UWIELBIAM IKEĘ! Czego wyraz daję tracąc tam ostatnie pieniądze...choć

apeluję o to, żeby Zachodniopomorskie przestało być białą plamą na mapie IKEI!

 Halooo!!! Mamy ponad 200 km do najbliższego sklepu:( (choć M uważa, że to plus:) )


Ale, ale, wracamy do tekstyliów i katalogu, bo muszę Wam powiedzieć, że jestem zakochana w pościelach! Sama nie wiem, która podoba mi się najbardziej...NIE! Wiem przecież, bo to ONA będzie idealna do mojej nowej sypialni, która już powstaje w mojej głowie:)

LIBLOMMA...naturalny len, pętelki zamiast guzików...na prawdę można zostać w łóżku cały dzień:)


Foto: IKEA

Moja żelazna lista zakupów powiększa się stale. Pledy, pościele, naczynia (tak! nareszcie rozszerzona seria POKAL!!! I jeszcze piękne miętowe miseczki na deser...), zasłony, tkaniny (już mam pomysł na kilka nowych poduszek!)...


Foto: IKEA

Mogłabym tak długo, ale posadzicie mnie o reklamę, więc po postu polecę Wam ten katalog, co??:)
Mnie nie trzeba będzie namawiać na zakupy:)


Pozdrawiam Was cieplutko i idę łapać ostatnie letnie promienie słońca na tarasowym leżaczku...(czuję się
usprawiedliwiona lenistwem... po bolesnej wizycie u dentysty dochodzę do siebie...)


Wasza Ana


5 września 2012

A mnie jest szkoda lata...

A mnie jest szkoda lata...

Dziś tylko pismo obrazkowe i wspomnienie lata w naszym ogrodzie....

CZERWIEC

Upłynął zdecydowanie pod znakiem lawendy, błękitów i bzyczących pracusiów....

 
  
 
 
 
 
 

LIPEC

to czas róż i hortensji!

 
  
 
 
 
 
 

SIERPIEŃ

to przepiękny spektakl traw i bylin

 
 
  
 
 
  

Wielkimi krokami zbliża sie jesień...poranna mgła, zimna rosa na stopach przy porannym spacerze po ogrodzie, pierwsze opadające liście...i wiecie co? Wraz z dojrzewaniem ogrodu i ja dojrzewam (czyżby to zbliżająca sie wielkimi krokami "zmiana kodu") i cieszę sie też jesienią, czekam na eksplozję czerwieni, żółci, pomarańczy, na kłosy traw i zapłakane liście bylin i mokre główki ostatnich kwiatów...jesień jest piękna!!!


Pozdrawiam
Wasza Ana

PS. Bardzo bardzo bardzo Wam dziękuję za komentarze pod ostatnim postem!! Dziękuję za dodanie otuchy, za opisanie waszych żłobkowo-przedszkolno-szkolnych przeżyć i podzielenie się nimi ze mną!!

niech moc będzie z nami mamami!!!:)

NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco