Ana w ogrodzie i o tym co można znaleźć na "giełdzie"...
Ten rok jest dla mnie szczególny, z czego chyba "cieszy" się mój zaniedbany i po macoszemu dotąd przeze mnie traktowany ogród...Zaniedbany to może zbyt wielkie słowo, bo na szczęcie w przeciwieństwie do mnie (do niedawna) moja druga polówka ma hopla na punkcie trawnika dzięki czemu ogród jest pięknie zielony...Ale każda "ogrodniczka" wie, że trawa to nie wszystko...
Ja musiałam chyba dojrzeć do świadomości, iż potrzebuję wokół siebie roślin, chcę patrzeć jak kwitną, jak zmieniają się w zależności od pór roku...dlatego od mniej więcej miesiąc powolutku pracuję na wyglądem mojego ogrodu i marzę o tym, ze za kilka lat usiądę na leżaku na moim pięknym drewnianym tarasie i popijając popołudniową kawkę będę cieszyć się widokiem kwitnącego zadbanego ogrodu, słuchać śmiechu bawiących się dzieci i rozkoszować upojnym zapachem lawendy...
Do tego czasu czeka mnie mnóstwo pracy, ale już się jej nie boję i przed nią nie bronię!! Jak mogłam tyle lat powtarzać, ze praca w ogrodzie nie jest dla mnie? Na szczęście tylko krowa zdania nie zmienia...
Moje pierwsze malutkie sukcesy to zagospodarowanie prawie dziko już rosnących tuj przy składzie drewna kominkowego...sobotnio-poniedziałkowe zmagania z przyroda zakończyły się takim efektem:
Bylo tak:
Jest tak:
Wystrzygłam moje smukłe królewny i nadałam im kształty w stylu ogrodu japońskiego (którego formy są FASCYNUJĄCE!!!), posadziłam trawy (turzyce) i lawendę. Wiem, że teraz wygląda to troszkę "łyso" i śmiesznie, ale wiem też, że czekając cierpliwie doczekam się bujnego kobierca...teraz potrzeba im tylko czasu i mojej opieki:)
Do zagospodarowania czeka jeszcze "tylko" jakieś 300 m2 ogrodu...
Na deserek moja barwna plamka na szaro-burym tarasie
Ach tak, miało być jeszcze o szczecińskiej „giełdzie" czyli targu staroci, ciuchów, części samochodowych, niemieckiej chemii i słodyczy...oj czego tam nie ma!! Mydło i powidło...Ja byłam w swoim żywiole (tylko jeśli chodzi o perełki, które można tam wyłowić), mąż mniej, dzieci wcale:( muszę przyznać, że nie jest to miejsce na niedzielne spacery, bo brudno, kurz, tłumy ludzi, papierosowy dym wymieszany z wątpliwy zapachem smażonej kiełbasy z ogródka piwnego...ugh...). Następnym razem wybiorę się tam sama...
poganiana przez męża i marudzącą księżniczkę (Książe spal, a jakże:) ) w locie pochwyciłam, targując się przy tym z dziką satysfakcją, piękny szklany lampion, wielką (45 cm) latarnię na mój wymarzony taras (potrzebuje "małego" liftingu) i drewniany pomocnik kuchenny na butelki, który pokażę dopiero w wersji "przed i po" :)
<
a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ0K_PyvB6Unj66KUw4zWApRKqVYYQMN-AoUf_YQpnPoENYHPtpX8L9WUeIj2la6TyCbvmMGbXo56N7mgnavvraJihUlGrYMAMRjw7m_ghiGqphWRVvv4cxp6ijTcjjXlylXbb3At0CWI/s1600/sierpie%C5%84+2010+266.jpg">
Weekend uważam oficjalnie za zakończony i mogę ochrzcić go mianem UDANY:) Pora zakasać rękawy i REALIZOWAĆ MARZENIA!!!!